Sobota rano, w tle leci ukochane Evanescence, a w mej głowie natłok myśli.
Patrząc na teledysk wokalistki, gdzie biega gdzieś w malowniczym krajobrazie ze swym synem zdałam sobie sprawę, iż nie pragnę dzieci z chęci posiadania potomstwa, czy z chęci przekazania czegoś kolejnemu pokoleniu. Pragnę swoich dzieci/dziecka by nie czuć się samotną. By mieć osobę, którą będę mogła pokochać tą prawdziwą rodzicielską miłością, by ona również obdarzyła mnie szczerą miłością. Chce dziecka tylko dla siebie. Już nie myślę, pod kontem "chce dziecka z Tobą kochanie", jest mi obojętne kto będzie ojcem, czy tylko dawcą nasienia. Myśląc o uczuciu i więzi jaka łączy mnie z moją Matką. Jest to dla mnie najsilniejsze uczucie jakie istanieje na świecie. Pragnę tego, potrzebuje tego. Dziecko będzie zawsze dla mnie, facet niby jest, niby miłość, ale to nie to. Choć padło już tyle słów, po których mam wątpliwości czy mamy jakąś wspólną szczęśliwą przyszłość. Czy to nie samolubne ?? Ta chęć posiadania dziecka z powodu uczucia samotności ?? Z poczucia iż to dziecko, uchroni mnie przed tym czego obawiam się najbardziej. Choroby, śmierć, brak pieniędzy czy inne problemy nic mnie tak nie przeraża, jak bycie samą jak palec.
Ostatnio czuje się strasznie smutna.... gęsta chmura tego smutku, żalu, złości znów wisi nad mą głową. Myślałam, że dawno się jej pozbyłam, a ona wróciła z nowymi łzami....
Przyniosła samotność.... zawsze myślałam, że związek, ukochana osoba chroni przed tym... tak bardzo sie myliłam. Jestem w związku, niby planujemy wspólne życie, rozmawiamy o wspólnym mieszkaniu, no w końcu po to przylecieliśmy do Anglii. Niby tworzymy coś, a ja czuje się momentami taka sama....
Jeszcze te moje cholerne problemy zdrowotne, które utrudniają mi zajście w ciąże. Boje się, że nie będę w sanie począć dziecka. Przez co naprawdę będę sama.
Tak bardzo tęsknie za Mamą.... chciałabym mieć te parę lat, nie martwić sie niczym, wtulić się w mamę i tak pozostać po kres dni.....
Ostatnio w ogóle jakoś wydaje mi się, że biorę wszystko za bardzo do siebie, za często chce mi się płakać.... Nawet w pracy jest taki jeden, ciągle jest dla mnie chamski, o cokolwiek go nie zapytam odpowiada w taki sposób, że zaciskam zęby żeby tylko nie wybuchnąć płaczem. Nie wiem o co mu chodzi... nic nie zrobiłam takiego żeby tak się wobec mnie zachowywał. Niby mam tak jakieś swoje problemy ale to też nie powód, żeby wyżywać sie na mnie.... Tak, że w pracy humor mam cały czas zjebany, choć staram się nie przejmować, jakoś nie potrafię. W domu T. ciągle działa mi na na nerwy, kłótnie i krzyki...
Nie wiem, czy to znów okres i hormony mi buzują, czy może rzeczywiście w końcu upragniona ciąża. Nawet ostatnio cukier mi skakał,słabo się czułam. Niby w normie ale górna granica. Mama mówi, że może być ciąża. Już tak bardzo pragnę, tego dziecka, że w końcu wmówię swojemu organizmowi że jest rzeczywiście w ciąży....
Nie wiem co mam o tym myśleć, czy okres, czy z kolei siada mi juz trzustka i cukrzyca,czy ciąża...
W każdym razie, ostatnie tygodnie pełne łez, a już wczoraj i dziś morze łez....
Grudzień, nie cierpliwie czekam na 24 grudnia, święta, lecę do Polski. Urlop i spotkanie z rodziną. To na pewno poprawi mi skutecznie humor. Zostało 23 dni.