wtorek, 23 lipca 2019

23.

Obudziłam się dziś myślą, że dodam nową notkę na bloga. Dokładnie wiedziałam co chce dziś przekazać. Siedzę na kanapie, Sebuś ma poranną drzemkę, zrobiłam sobie kawkę i już nie wiem co pisać. Jak zwykle natłok myśli, jeden wielki kołtun słów. Chyba nigdy nie przysiądę do laptopa z konkretną notką w głowie... No cóż więc, puszczam mój potok słów.
Ostatnio mam byle jaki humor, nie wiem czy to przez okres, który jednego dnia jest drugiego jakby sie zgubił by trzeciego walnąć mnie w brzuch. Czy to przez brak towarzystwa. Zawsze uważałam się za osobę bardzo komunikatywną, nigdy nie miałam problemu w nawiązaniu nowych kontaktów, jakichkolwiek kontaktów tak naprawdę. Myślałam, że posiadam fajne grono znajomych, na których można liczyć.... okrutnie się cały czas oszukiwałam. 
Zaczęłam to dostrzegać gdy sprowadziłam się do Olsztyna pierwszy raz. Gdy ja dopiero urządzałam się tym mieście, mój "przyjaciel" (jeszcze wtedy go za takiego uważałam) mieszkał tu jakiś czas. Cieszyłam się ogromnie, oboje w jednym mieście mieliśmy spotykać się częściej, no tak przynajmniej miałam nadziej, że będzie. Okazało się, że rzekomy pan nigdy nie znalazł dla mnie czasu.... Zawsze coś innego byle się nie spotkać. Za każdym razem, wymówka, że innym razem. Po czasie uznałam, że jeśli nie może dla mnie znaleźć choć 30min by się spotkać, miesiąc po miesiącu to przestanę, namawiać. Przestanę proponować cokolwiek, bo co po... z czasem kontakt w ogóle się urwał. Żałuje koszmarnie, zawsze uważałam go za jedynego prawdziwego przyjaciela.... Rzeczywistość i czas pokazał, że nie jest tym za kogo go uważam. Zaczęłam się spotykać z innymi znajomymi. Znaczy spotykać,raczej od czasu do czasu z kimś czasem coś tam udało się po tygodniach umawiania zgrać. Kontakty, po kolei zaczęły się urywać. Jedynie mój obecny narzeczony była jedyną osobą, która chciała spędzać ze mną czas. 
Polecieliśmy do Anglii z zamiarem odłożenia na zakup mieszkania. Jak już pisałam wcześniej po pół roku zaszłam w ciąże.Wróciłam w 7 miesiącu do Kraju. T. był jeszcze za granicą a ja spędzałam czas u rodziców w oczekiwaniu na poród. Znowu byłam sama... Wielokrotnie zapraszane koleżanki po prostu mnie olewały,... Nie wiem czy mój obecny stan ich odstraszał, czy może po prostu nie byłam i nie jestem, aż tak lubiana jak myślałam. W trakcie ciąży odwiedzała mnie zaledwie jedna koleżanka, która obecnie też ma synka. Niestety mieszkamy na tyle daleko, że nasze spotkania są rzadkie. Szkoda, bo myślę, że gdyby nie to byśmy widziały się częściej. Były też dwie inne koleżanki raz. Obiecywały, że będziemy widywać się częściej, nawet po porodzie...na tym się skończło. 
Tak wiem, mój świat obraca się teraz wokół Synka, ale czy to powód, żeby mnie skreślać z grona znajomych ??
Choć nawet to nie może byc tylko to. Koleżanka z którą pracowałam kiedyś w żłobu, tez ma rocznego synka i też zawsze coś zeby tylko do mnie nie przyjść.... 
Jestem ekstrawertykiem, czuje się źle będąc sama, uwielbiam znajomych i wśród ludzi czuje się lepiej. Ale niestety z kimkolwiek próbuje się umówić, czy to na spacer, czy na kawę zawsze okazuje się, że nie mają czasu dla mnie....
Jest mi z tym źle...T. mówi nie przejmuj się, ale ja nie potrafię. Jestem 24/dobę z synkiem. Mały ma 10 miesięcy kocham Go nad życie, jest moim wszystkim, ale wiadomo chciałabym spotkać się z kimś. Jakaś koleżanka do pogadania, brakuje mi towarzystwa naprawdę.... co jest ze mną nie tak, że nikt nie chce się ze mną spotkać... ;(

środa, 22 maja 2019

22.

Zaglądając tutaj z zamiarem napisania nowej notki, zauważyłam, że to już 22 maja. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, a to już końcówka maja. Mój maluszek zaraz skończy 8 miesiąc ♥ Leci ten czas jak szalony, dopiero mi się wydawało, że to 4 miesiąc. Ale ja dziś nie o tym.
Jestem tu dziś by pochwalić się, że od poniedziałku jesteśmy już w Olsztynie. Tak w końcu znaleźliśmy odpowiednie mieszkanie by zamieszkać razem. Tylko nasza 3 ♥ Mamy dwa pokoje, sporą kuchnie i łazienkę. Kawałek korytarza, ale dla nas to w zupełności starczy. Mały ma swój pokoik, ja tam tylko nocuje, no bo jeszcze cyc w nocy ;D Ale, jak tylko Sebuś nie będzie się budził w nocy wracam do wyra w którym czeka na mnie gorący Tatuś ;> ♥ Póki co powoli się urządzam, T. już swoje rzeczy ma ogarnięte, moje w sumie też. Zostało parę rzeczy codziennego użytku. Także powoli, powoli do przodu i będzie jak u siebie ;D Jestem tu zaledwie parę dni i jeszcze nie do końca czuje się tu dobrze. Ale z czasem będzie jak trzeba ♥

piątek, 12 kwietnia 2019

21.

Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata. Dokładnie tak, w poprzednią niedzielę 7 była przepiękna pogoda słoneczko grzało, zero wiatru,cieplutko fajnie akurat na chrzciny. A dziś zimne, wręcz mroźne powietrze, pomimo iż świeci słoneczko. 
Dziś przyszłam z pewną myślą (ale wiadomo w trakcie notki będzie ich parę), konkretnie trochę dziś będzie i moim zdrowiu i o moim syneczku. Jak już wspomniałam w poprzednią niedziele odbyły się chrzciny Sebusia. Maluszek waży już ponad 9kg (podejrzewam, że nawet bliżej mu już 10), w kościele był dość grzeczny, na początku leżał w wózku lecz wiadomo po paru minutach znudziła Mu się ta pozycja. No więc, wzięłam Go na ręce, jak wiadomo od lat zmagam się z chorym kręgosłupem, więc takie trzymanie było dla mnie dość uciążliwe. Na szczęście nie płakał, ani w trakcie mszy,ani podczas samego obrzędu chrztu. Cierpliwie trzymałam Go na rękach tyle ile potrzebował,trochę potrzymał Go tatuś, aż w końcu wylądował finalnie w wózku, w którym po chwili zasnął. 
Gdy cała impreza dobiegła już końca, goście zwinęli się do swoich domów, my jak zawsze wieczorem, gdy maluszek już spał rozsiadaliśmy się wygodnie w fotelach i standardowo odbyła się luźna rozmowa na temat całego dnia.
Moja mama powiedziała "podziwiam, Cię, że trzymałaś Małego tyle czasu". Z jednej strony no fakt, trzymać prawie 10kg tyle czasu, bez zająknięcia, że mi ciężko, czy coś mnie boli, to może być coś. Zwłaszcza patrząc na moją "cienką" posturę plus chory kręgosłup. Ale z drugiej strony, to moje dziecko. Zawsze gdy tego potrzebuje, po prostu Go biorę i trzymam tyle na ile pozwoli mi kręgosłup i ile uznam to za potrzebne. Jest to dla mnie takie naturalne. Tak samo przy usypianiu, bywa, że czasem jest chwila bujania i śpi, lecz czasem bujanie się przedłuża i już czuje jak kręgosłup mi dokazuje. Pomimo tego iż naprawdę plecy mnie bolą, lub jest mi ciężko,nie przerywam usypiania, czy nie odkładam zaraz maluszka gdzieś na bok. Dla mojej mamy był to wyczyn, dla mnie jest to codzienność. Zawsze Sebek będzie dla mnie najważniejszy, ważniejszy niż ja. Waży sporo i będzie ważył coraz więcej, a ja pomimo bólu będę Go bujać, nosić i tulić.
Od półtora tygodnia znów wróciłam do jogi, konkretnie praktykuję jogę na kręgosłup. Rozłożyłam ją sobie na 4 dni, zaczynam od jogi na okrągłe plecy, następnie na kręgosłup szyjny, kręgosłup piersiowy i kończę w czwartek jogą na kręgosłup lędźwiowy. Piątek,sobota i niedz zostawiam, wole ze względu na to iż wraca mój Tata z delegacji, w sobotę przyjeżdża T., a w niedz i tak chciałabym odpoczywać. Dużo ludzi na wekend i nie było by ani czasu ani miejsca by rozłożyć się spokojnie sam na sam z matą. Joga ma uspakajać, w tygodniu, gdy jestem tylko z moją Mamą i Sebusiem, jest łatwiej z zorganizowanie te 20 parę minut na jogę. 
Tak więc po tych nie całych dwóch tygodniach muszę przyznać, żę bolą mnie wszystkie mięśnie, ale to nie dziwne gdy tyle czasu nic nie robiłam. Ale po takiej sesji czuje się świetnie. Jeszcze gdzieś w ciągu dnia wcisnę jakąś 10 minutową sesje na wzmocnienie kręgosłupa i będzie mi na pewno dużo lepiej funkcjonować każdego dnia.

środa, 27 marca 2019

20.

No więc cześć i czołem. Witam was w ten piękny wiosenny poranek 😘. Maluszek śpi (taka poranna drzemka, bo jesteśmy na nogach już od 7) więc korzystając z chwili dla Mamuśki coś tu dziś skrobnę 😉
Końcówka marca, zaraz będzie 8 kwietnia i mój Sebuś skończy pół roku. Jak ten czas leci, nim się obejrzę, a Ten mały człowieczek zaraz będzie chciał ode mnie pieniądze na "lody" 😂. Czas ucieka mi przez palce jeszcze szybciej, a wydawało mi się, że to przed pojawieniem dziecka czas szybko leci. Może to ze względu na to iż się starzeje, a może ze względu na Synka zauważam jak to wszystko mija. Serio, Sebastian rośnie jak na drożdżach, ma dokładnie 5 miesięcy i prawie 3 tyg, mierzy 70 cm i waży prawie 9 kg  😂. Mój mały kolosik, ledwo Go noszę, plus mój chory kręgosłup domyślacie się jakie dni bywają bolesne.
 Ciuszki z tygodnia na tydzień robią się za małe, a nowe umiejętności Tego szkraba dziwią mnie codziennie. Jak już jesteśmy przy umiejętnościach, niesamowite jak taki Mały człowieczek szybko łapie pierdoły, a jak długo mu schodzi coś na czym mi bardziej zależy. Chociażby plucie ogarnął w parę dni, a chwytanie w miesiąc. 
W każdym razie, rozwija się PRAWIDŁOWO, co mnie ogromnie cieszy. Nie choruje, każde szczepienie znosi bezproblemowo. Raz tylko lekki kaszelek, ale zaraz byliśmy u lekarza i w parę dni został on zaleczony. Cały czas karmiony piersią. Tak, mój mizerny biust jest w stanie wykarmić dziecko na dobre parę kg 💪
Od końcówki 4 miesiąca zaczęliśmy rozszerzać dietę. W tej chwili Sebek dostaje kaszki na drugie śniadanko (pierwsze to wciąż cyc w łóżku, zanim wstaniemy), w ciągu dnia jeszcze parę razy cyc, w zależności jak się domaga, tak między 14 a 15 obiadek (czasem to słoiczek np indyk z warzywami, czasem ugotuję Mu powiedzmy zupkę brokułową), potem znów cyc jak tylko zechce, koło 17/18 podwieczorek (zazwyczaj jest to jakiś owoc, albo ze słoiczka albo coś tam zblenduje) potem staram się Go troch zabawić max do 19.30 sporadycznie do 20(w zależności jak długo trwa popołudniowa drzemka) by finalnie umyć szkraba, cyc i lulu 😁
Drzemki w ciągu dnia to tak 3 może 2. Rano,tak jak teraz, potem spacerek druga drzemka no i albo koło 15/16 albo 17 popłudniówka. Czasem drzemki trwają 2 godz czasem 15/30 min. Różne dni ma mój Synek. Czasem mijają całe na śmiechu i zabawie, czasem ma gorszy dzień. Ostatnio chyba zaczęły dokuczać mu zęby, bo bywa częściej marudny. A od paru dni ma fazę na "nie widzę mamy więc krzyk". Jest to jednocześnie urocze i drażniące. Czasem nic nie da zrobić, nie chce poleżeć i tylko "mamama", nie powie czysto mama, i tylko wtedy mnie woła, gdy nie chce leżeć. Ciężko jest robić coś jedną ręką, gdy boli kręgosłup, bo druga trzymasz prawie 9kg. 
Tak niestety mój stan wciąż nie jest najlepszy, gdy tylko skończy mi się angielskie macierzyńskie, zarejestruje się w PUP i znów coś trzeba zorganizować w sprawie mojej sprawności fizycznej. 
Pomimo iż zdrowie mnie nie rozpieszcza, jakoś tam sobie radzę w opiece nad Sebkiem i jest to dokładnie to o czym marzyłam 😍 Mój mały człowieczek💕
 Jeszcze tylko ogarniemy mieszkanko dla nas i będzie cuuuudnie. Zaręczyny były, ślub to kwestia czasu i pieniędzy ale na spokojnie nie spieszy nam się z tym. Teraz najważniejsze to by zamieszkać razem. Póki co ja jestem z Maluszkiem u rodziców, T. w Olsztynie. Czekamy tylko na przedłużenie umowy i coś znajdziemy na wynajem. Jeszcze na własne lokum nas nie stać, ale to tez na spokojnie z czasem. 
I tak to właśnie czas mi mija, każdy dzień z mym małym Cudem 💖 w weekendy dołącza do nas Tatuś, spacerki, obiadki, kupki, kąpiele i takie tam inne plus dużo dużo miłości. 
I pomimo, iż bywają dni, że padam ze zmęczenia, to padam cholernie szczęśliwa, że mogę poświecić swój czas dla swojego Małego Synka.
 Jest to najpiękniejszy czas, mój wymarzony czas.
Życie jest piękne 💗

środa, 16 stycznia 2019

19.

Witam pięknie w nowym roku . Opierdalam się z notkami i to konkretnie, musicie mi wybaczyć, od października większość mojego czasu zajmuje Synek ❤️. Był taki czas, że gdy maluszek tylko spał ogarniałam jakiś obiad lub uskuteczniałam sprzątanie. Odkąd jest dość zimno i mamy śnieg jest w domu mój Tatuś, który przejął po mnie obowiązki i mam więcej czasu dla siebie i Synka. Lecz pomimo to nie zaglądałam tu, bo jakoś tak wyszło xD  
A więc ostatnia notka była we wrześniu jeszcze przed porodem, który nastąpił dokładnie 8 październik o godzinie 16:50. Tak dokładnie pamiętam ten dzień, tydzień temu minęły 3 miesiące jak ten Szkrab jest z nami ❤️
Może zacznę od początku, jak już wiadomo gdy okazało się że jestem w ciąży byłam w Anglii,  angielski termin porodu wypadał na 7 października. W Polsce lekarz wyliczył mi skolei na 1, do 7 nic się nie działo więc zgłosiłam się do szpitala 8 października, poniedziałek o godzinie 9:00. Zaraz po przyjęciu i zrobieniu badań kontrolnych lekarz uznał że dostanę kroplówkę na wywołanie. W domu przed szpitalem oczywiście zjadłam śniadanie, w szpitalu niestety przed kroplówką nie dostałam nic, a w trakcie podawania niestety nie można jeść, a jedyne co mogłam to pić wodę. Obiad planowo był na 12, kroplówka płynęła a u mnie nic się nie działo, więc położna obiecała, że gdy kroplówka się skończy a dalej nic nie będzie się działo dostanę jeszcze obiad który dla mnie odłożą. Więc cierpliwie czekałam na ten moment, bo byłam już głodna jak wilk. O 16:50 poczułam jak pęka mi worek owodniowy i zaczynają pojawiać się bóle porodowe. Głodna lecz szczęśliwa, że w końcu coś rusza jeszcze szybko poinformowałam T. oraz mamusie o rozpoczęciu porodu. Gdy już oboje byli w szpitalu ja skakałam na piłce z coraz to mocniejszymi bólami. Mama mnie nie zawiodła i upamiętniła moja "zabawę" na krótkich filmikach które będą mnie śmieszyć chyba do końca moich dni. Nie zagłębiając się w szczegóły, bóle były koszmarne lecz jak to ja, dziecko szczęścia urodziłam w 2 godziny  
Chwila gdy usłyszałam płacz mojego Synka, coś niesamowitego trudnego do opisania, to trzeba przeżyć. 18:50, 3250 g 58 cm Szczęścia ❤️ 
Pierwsza myśl jaka mnie naszła gdy już miałam Synka przy sobie i odwozili mnie na salę to, że jeju teraz się wyśpię. Niestety nie było tak fajnie. Maluszek po porodzie domagał się jeść, ani On ani ja jeszcze nie radziliśmy sobie z karmieniem. Zanim ja trafiłam swoim felernym sutkiem w jego malutką buzię, zanim On załapał i zaczął ssać minęło dobrych parę godzin i powoli zbliżał się poranek. Na pomoc przybyła nam położna, która podała trochę glukozy mojemu Synusiowi i w końcu mogliśmy spać. Oczywiście zanim zasnęłam zrobiłam zdjecia mojemu cudowi by wysłać najbliższej rodzinie ❤️ 
Nasze wspólne pierwsze 3 dni masakra, obolała po porodzie ledwo do łazienki się człapałam, ale z godziny na godzinę było mi lżej.  Maluszek większość czasu przespał, badania i takie tam, czas w szpitalu minął niesamowicie szybko. Pierwszy tydzień w domu był szalony, jako świeżo upieczona matka uczyłam się opieki nad dzieckiem, wraz z pomocą mojej mamy, która pierwszy tydzień po była ze mną dzień i noc. Były łzy szczęścia i smutku. Jakoś tak mnie któregoś razu strzeliło znienacka że ryczałam, w kuchni że wzruszenia a potem, że sobie jednak nie radzę. Chwila słabości, bo wcale nie było aż tak źle. Po 7 dniach zostałam sam na sam z synkiem, dochodził do nas T. i jakoś powoli, na spokojnie mijały nAm dni. A w natłoku myśli zapomniałam, Synek, moje oczko w głowie, dziecko które uważam z najpiękniejsze na świecie, nazywa się Sebastian ❤️ mój śliczny Sebuś ❤️❤️❤️ 
8 stycznia skończył 3 miesiące, waży 7kg xD mój grubasek. 
Już przed porodem postanowiłem że ogranicze "strzelanie" zdj Sebka w internecie. Jestem z siebie dumna, bo do tej pory osobiście nie pokazałam Jego buzi. Na święta bożego narodzenia, pozwoliłam Narzeczonemu na wstawienie jednego rodzinnego zdj, lecz tu na blogu póki co zdj nie będzie. Wracając do myśli przed imieniem, pierwszym miesiąc, pfuu każdy dzień spędzony z tym szkrabem jest niezwykły. Każdego dnia jest inny, każdego dnia umie coś nowego. Strasznie szybko rośnie, jeszcze nie dawno wydawało mi się że dopiero chodzę z większym brzuchem a to już 3 miesiąc po porodzie. Dzidzi rozwija się pięknie, jestem z Niego dumna. Dumna ze swojego organizmu, że pomimo schorzeń jakie mam podołał temu zadaniu i urodziłam zdrowe Dziecko. Przez całą ciążę jak nigdy wyniki idealne, idealne środowisko dla nowego życia. Idealny poród bez komplikacji, idealny pokarm który pozwala na idealny rozwój mojego Sebusia ❤️. Każdego dnia cieszę się tym małym człowieczkiem, Jego rozwojem, Jego każdym uśmiechem, jakimś gu czy ga. Ogólnie jest to aniołek, naprawdę mało płacze czasem pomarudzi, czasem coś nie przypasuje. Lecz w porównaniu do innych Dzieci to jakby dziecka nie było xD więcej śmiechu niż płaczu, choć ostatnio muszę przyznać, że więcej krzyku. Powoli poznaję ludzi i daje znać u kogo cacy a u kogo nie. 
Jest pięknie, już dwa szczepienia za nami bez gorączki i innych dolegliwości. Powinnam każdy miesiąc Jego życia opisać oddzielnie, ale mam lenia, a po za tym doszłam chyba do takiego momentu w swoim życiu że wolę więcej zachować dla siebie i najbliższych niż upubliczniać. Cieszę się każdą chwilą, w gronie rodziny i przyjaciół. Zdjęcia wywoływane jedynie do albumu cieszą mnie bardziej niż like na FB czy Instagramie. 
Tak że, może czasem coś dokładniej tu opiszę z naszego życia, a może będę bywać tu jeszcze rzadziej by więcej cieszyć się dniem codziennym z moim Sebusiem i Narzeczonym. 
Jest dużo rzeczy które chciałabym opisać. Gdy najdzie mnie wena pewnie coś skrobne, a póki co zmykam 

27

 Tak minęło w chuj czasu... Choróbsko jakoś ogarnięte, badania ograniczone do raz w roku. (chociaż tyle) Ale jak zwykle ja dziś nie o tym. N...