Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata. Dokładnie tak, w poprzednią niedzielę 7 była przepiękna pogoda słoneczko grzało, zero wiatru,cieplutko fajnie akurat na chrzciny. A dziś zimne, wręcz mroźne powietrze, pomimo iż świeci słoneczko.
Dziś przyszłam z pewną myślą (ale wiadomo w trakcie notki będzie ich parę), konkretnie trochę dziś będzie i moim zdrowiu i o moim syneczku. Jak już wspomniałam w poprzednią niedziele odbyły się chrzciny Sebusia. Maluszek waży już ponad 9kg (podejrzewam, że nawet bliżej mu już 10), w kościele był dość grzeczny, na początku leżał w wózku lecz wiadomo po paru minutach znudziła Mu się ta pozycja. No więc, wzięłam Go na ręce, jak wiadomo od lat zmagam się z chorym kręgosłupem, więc takie trzymanie było dla mnie dość uciążliwe. Na szczęście nie płakał, ani w trakcie mszy,ani podczas samego obrzędu chrztu. Cierpliwie trzymałam Go na rękach tyle ile potrzebował,trochę potrzymał Go tatuś, aż w końcu wylądował finalnie w wózku, w którym po chwili zasnął.
Gdy cała impreza dobiegła już końca, goście zwinęli się do swoich domów, my jak zawsze wieczorem, gdy maluszek już spał rozsiadaliśmy się wygodnie w fotelach i standardowo odbyła się luźna rozmowa na temat całego dnia.
Moja mama powiedziała "podziwiam, Cię, że trzymałaś Małego tyle czasu". Z jednej strony no fakt, trzymać prawie 10kg tyle czasu, bez zająknięcia, że mi ciężko, czy coś mnie boli, to może być coś. Zwłaszcza patrząc na moją "cienką" posturę plus chory kręgosłup. Ale z drugiej strony, to moje dziecko. Zawsze gdy tego potrzebuje, po prostu Go biorę i trzymam tyle na ile pozwoli mi kręgosłup i ile uznam to za potrzebne. Jest to dla mnie takie naturalne. Tak samo przy usypianiu, bywa, że czasem jest chwila bujania i śpi, lecz czasem bujanie się przedłuża i już czuje jak kręgosłup mi dokazuje. Pomimo tego iż naprawdę plecy mnie bolą, lub jest mi ciężko,nie przerywam usypiania, czy nie odkładam zaraz maluszka gdzieś na bok. Dla mojej mamy był to wyczyn, dla mnie jest to codzienność. Zawsze Sebek będzie dla mnie najważniejszy, ważniejszy niż ja. Waży sporo i będzie ważył coraz więcej, a ja pomimo bólu będę Go bujać, nosić i tulić.
Od półtora tygodnia znów wróciłam do jogi, konkretnie praktykuję jogę na kręgosłup. Rozłożyłam ją sobie na 4 dni, zaczynam od jogi na okrągłe plecy, następnie na kręgosłup szyjny, kręgosłup piersiowy i kończę w czwartek jogą na kręgosłup lędźwiowy. Piątek,sobota i niedz zostawiam, wole ze względu na to iż wraca mój Tata z delegacji, w sobotę przyjeżdża T., a w niedz i tak chciałabym odpoczywać. Dużo ludzi na wekend i nie było by ani czasu ani miejsca by rozłożyć się spokojnie sam na sam z matą. Joga ma uspakajać, w tygodniu, gdy jestem tylko z moją Mamą i Sebusiem, jest łatwiej z zorganizowanie te 20 parę minut na jogę.
Tak więc po tych nie całych dwóch tygodniach muszę przyznać, żę bolą mnie wszystkie mięśnie, ale to nie dziwne gdy tyle czasu nic nie robiłam. Ale po takiej sesji czuje się świetnie. Jeszcze gdzieś w ciągu dnia wcisnę jakąś 10 minutową sesje na wzmocnienie kręgosłupa i będzie mi na pewno dużo lepiej funkcjonować każdego dnia.