Od mojego ostatniego posta minęło 3 miesiące. To już maj, wow, jak ten czas leci. Nim się obejrzałam minęło pół roku odkąd mieszkam w Olsztynie. Nawet nie zauważyłam kiedy ten czas tak szybko uciekł mi z przed nosa. Trochę się pozmieniało, a jeszcze tyle ma się zmienić. Od lutego mieszkam z moim "faciem" (to Jego zwrot, ale jakoś mi się przyjął.) w obecnym lokum. Od 19 maja mamy ponownie zmienić zamieszkanie (mam nadzieje, że to już ostatni raz, przynajmniej jeśli chodzi o Olsztyn) Dwa pokoje, przedpokój, łazienka, kuchnia i wszystko to tylko dla nas. No i dla naszego maluszka Tuśka. Małe wyjaśnienie, mój Luby obiecał mi szczurka no i dotrzymał obietnicy ;) Chociaż ten jeden dotrzymuje, czego nie mogę powiedzieć o innych, ale mniejsza z tym.
Wracając do Tuśka (zdj. będą poniżej). Pierwszy tydzień masakra, palce pocięte, dogryzał się aż do krwi. Drugi tydzień był już zdecydowanie lepszy, nie gryzł tak dotkliwie, powoli pozwalał się dotykać. Zaczęłam go w końcu wyciągać bez obaw. Na początku przyznam się, bałam się wystawiać do niego rąk. Ale w końcu miesiąc, nawet ponad miesiąc po tym jak z nami zamieszkał, sam wychodzi na kolana, z chęcią szaleje po łóżku ;). Jeszcze zdarza mu się ugryźć mocniej ale w porównaniu z tym co było na początku to pikuś. Po przeprowadzce zamierzam puszczać go po podłodze, niech się wylata dzieciak xD.
Wracając do nowego mieszkanka, cóż to będzie moja trzecia wyprowadzka odkąd wyruszyłam do Olsztyna. Jeszcze zmiana pracy po raz w sumie 4 i będzie elegancko. A jeśli już chodzi o pracę, cóż. Pracuje na słuchawkach, infolinii play'a przy przedłużaniu umów. Nie jest to praca moich marzeń, póki co jest. Wypłata w sumie lipa, ale mieć a nie mieć jest tez różnica. Czas najwyższy intensywnie zabrać się za zmianę i poszukać czegoś sensowego. Gdy tylko się ogarniemy na nowym lokum zabiorę się za to (tak sobie obiecuje...)
Wracając do myśli przewodniej, a raczej nowości w moim życiu, która mnie tu dziś przywiodła. Mój Tatuś od lat interesuje się fotografią, cały czas poluje na coraz lepszy sprzęt, kupuje tone gazet i książek z tym związanych. Któregoś pięknego dnia obiecał mi, iż kiedy kupi sobie nowy aparat drugi który wtedy miał odda mi. No i w końcu nastał ten cudowny dzień kiedy to w moje posiadanie wpadł Canon 350D. W końcu mam własny dobry aparat. Sama od lat (w sumie właśnie przez, a nawet i dzięki Tatusiowi) interesuje się fotografią i marzyłam o tym aby posiadać ten aparat. Patrzyłam na niego tyle razy przez szybę, bujając w obłokach jakie to kiedyś cuda z nim stworzę. Za każdym razem gdy używałam go, robiąc zdj. na rodzinnych spotkaniach uważałam by tylko go nie uszkodzić (mogło to wtedy grozić śmiercią, Tata zawsze ostrzegał, że jak coś się stanie z aparatem zginiemy...). A dziś jest mój ;D ciesze się jak dziecko, które pierwszy raz w życiu dostało lizaka. Mam instrukcję którą muszę teraz dokładnie przestudiować, oraz książkę od Taty na początek, potem zabiorę się za gazety, które ma i będę rozwijać swoją pasje ;)
A teraz na sam koniec zdjęcia, które do tej pory (czyli od wczoraj), zrobiłam,( ps. polecam kliknąć na zdj. w powiększeniu lepiej widać efekty zabawy z aparatem ;)) :
(gekon-jaszczurka brata)
(Tusiek, o którym wcześniej wspomniałam)
i moje ulubione <3
i na koniec zgaduj zgadula co to jest :
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz