poniedziałek, 25 września 2023

27

 Tak minęło w chuj czasu...

Choróbsko jakoś ogarnięte, badania ograniczone do raz w roku. (chociaż tyle) Ale jak zwykle ja dziś nie o tym.

Nawet nie wiem jak zacząć bo życie rozjebało się i to tak konkretnie. W końcu odeszłam od męża, to już rok jak nie jesteśmy razem, tyle się wydarzyło. Parę spraw sądowych za nami. Widzenia i alimenty na Syna załatwione, w maju była pierwsza sprawa rozwodowa, druga na 7 grudni, oby ostatnia. 

Pracy wciąż brak, tak dołujące. Trochę pracowałam w sklepie, ale nie wyszło. Zapisałam się na staż i też czekam. Z kimś tam się pospotykałam, spędziłam miło czas i trafiłam na Niego. 

Było naprawdę pięknie, przez  jakiś czas, czułam się szczęśliwa, dostrzeżona, czułam że mam Tą osobę, która się mną po prostu opiekuje. Był wspólny czas, spacery, trzymanie za dłoń, przytulanki, pocałunki, sex. Była czułość, dotyk, bliskość.

Zaczęło mi zależeć, zaczęłam coś czuć i wszytko jebło.Znów mi nie wyszło. Znów jest płacz, ból.

Jest mi cholernie przykro, że po prostu ze mnie zrezygnował. Gdy byłam tak szczęśliwa.

Nawet nie wiem jak to sie stało, zabrakło znów uczucia, znów siedzę i zastanawiam sie czego mi brakuje, że tak po prostu nie można mnie pokochać, czy po prostu to nie ten facet.

Czy żałuje ?? Nie, przeżyłam cudowne chwile, przez te parę tygodni byłam naprawdę szczęśliwa. Jestem wdzięczna za ten czas. Tak znów cierpię i nie wiem czy mam siłę by próbować w kolejnej relacji. Jestem zmęczona, że ciągle nie wychodzi.  

Znowu mi nie wyszło, nie chce się załamywać, ale to czas by jakoś przetrawić ten ból, akceptuje go i daje sobie czas na przepłakanie. Na przetrawienie tego bólu, smutku, żalu. Czas by jakoś się pozbierać, wierze w proces. Jest ból bym znów mogła odnaleźć siebie, teraz jest pustka, zrobiło się znów w moim życiu miejsce na nowe lepsze doświadczenia dla mnie. Wierze w proces, jest ból są łzy, będzie znów radość i śmiech. 

Nie jestem sama, mam rodziców na których zawsze mogę liczyć. Mam syna, doceniam Jego obecność w moim życiu. Moje światełko w tunelu, w każdej złej sytuacji w  życiu

poniedziałek, 15 listopada 2021

26.

 Jest 00:05 powinnam spać, rano muszę się wywlec z łóżka i ogarnąć do roboty... Choć najchętniej zakopałabym się w tym łóżku, zakryła kołdrą i już nie wychodziła nigdy...

Jak jest odnośnie mojego zdrowia ?? Chujowo, po całości... Wynik mnie może nie tyle co zaskoczył, a rozczarował. Nie tak miało być, jestem jednocześnie przerażona, wściekła, nawet są chwile gdy jestem obojętna. Przez moją głowę przechodzą wszystkie możliwe emocje. Jest chujnia i nie ma co się oszukiwać. Szczęście w nieszczęściu, ze wykryto to we wczesnym stadium. Co niestety nie zmienia faktu, iż leczenie na chwilę obecną, badania, szczepienia i cała reszta jest kosztowna. Miała być jedną wizyta w szpitalu, 3 dni i miało być cacy. Miałam dojść do siebie miał być drugi bobas... I chuj... 

Chce mi się cały czas płakać, ryczę z resztą gdy tylko mogę... Ogarniam wizyty, myślę o kolejnych badaniach, o kosztach. Ze stażu miało być mnóstwo przyjemności, Niestety wypłatę muszę odkładać póki jest, bo nie wiem co będzie w lutym... Co będzie dalej.

Niestety większość badań przede mną, liczę że będą możliwie jak najlepsze na daną sytuację. Oczywiście boje się cholernie, chciałabym żeby to nie szło dalej, wtedy będzie to jakoś do ogarnięcia... 

Tak czy siak, do końca życia będę chodzić z "bąbą", która może walnąć w każdej chwili... 

I to jest w tym najgorsze.


środa, 8 września 2021

25.

 Dawno mnie tu nie było. Ostatni post z lutego 2020.... Ładnie poleciałam. 

Na początku chciałabym przeprosić, gdyż po prostu zapomniałam o tym blogu. A jak zawsze przypominam sobie o tym miejscu gdy coś mnie męczy. 

Może zaczne od przyjemniejszych aspektów. Mieszkanie skończone w całości. Teraz w sumie można kupić parę rzeczy ozdobnych, które też mam z resztą w planach ale to w październiku. Zaczęłam staż u znajomej rodziców, także w końcu będzie jakiś wypłata można będzie parę spraw załatwiać. Staż przez urząd pracy przez 6 miesięcy. Zawsze te pół roku do przodu. Potem będę już myśleć w ostatnich miesiącach co dalej.

15 stycznia tego roku postanowiliśmy ze względu na zaistniała sytuacje epidemiologiczną wziąść ślub cywilny. Malutka ceremonia tylko my i świadkowie, rodzice świętowali z nami w kolejne weekendy. Nie był to ślub z moich marzeń, ale licze jeszcze na ślub kościelny o ile finanse nam pozwolą.

Mały juz w przedszkolu, pierwsze dni ciężkie jak zawsze z resztą dla takiego małego człowieka w nowym miejscu. Sebek już chodził do żłobka rok czasu, więc mamy trochę lżej bo już wie o co chodzi. Ale emocje emocjami, więc przeżywamy wszyscy jego płacz :( Nasz mały przedszkolaczek, czas leci jak szalony, a widać to szczególnie po dorastających dzieciach.

To by było chyba tyle tych spokojnych spraw, które pojawiły się w ostatnim roku.

Nawet nie wiem jak to teraz opisać, jest to dla mnie niezwykle ciężkie. W wakacje wyszło pewnie schorzenie/choroba, której się nie spodziewałam u siebie. Może to szczęście w nieszczęściu, że akurat wyszło to teraz.

Może od początku. Zawsze chciałam 2 dzieci, moj Mąż skolei jest za 1. Wspólnie jednak doszliśmy do wniosku, że jednak dobrze pomyśleć o drugim dziecku, nawet ze względu na Sebka. Uważam, że jedynaki są samotne, no przynajmniej tak mi się wydaje. No więc, po urodzeniu Synka zdecydowałam się na spirale, gdyż chciałam jeszcze z rok popracować zanim już zdecydujemy się na 2 pociechę. Finalnie Sebek poszedł do żłobka dopiero gdy miał 2 lata choć planowano miał iść po ukończeniu roku. Okoliczność życiowe jak zawsze zmieniły nasze małe ustalenia. Przeprowadzka z Olsztyna do Szczytna, czas na zapisanie się przedłużył, więc i ja nie mogłam iść do pracy. Teraz już mały ma 3 lata, ja póki co jestem na stażu. Z pracą jest cały czas ciężko, mieszkamy w małym mieście jest mało ofert, szczególnie dla osoby z moimi problemami zdrowotnymi. Więc zdecydowaliśmy, że pomimo iż ja wciąż nie mam stałego zatrudnienia postaramy się już o 2 bąbla. Więc w związku z tym, ruszyłam do lekarza by pozbyć się wkładki przy okazji zrobiłam wyniki. 

Los niestety nie był na nas łaskawy. Wynik nie wyszedł dobry, wymagał kolejnych badań by wyjaśnić co się dzieje. W chwili obecnej wynik jest na tyle nie jasny, że nie wiadomo co dalej. Nie wiem czy skończy się na jednym pobycie w szpitalu i ewentualnej dalszej kontroli. Czy będę musiała jeździć i się nie daj Boże leczyć latami. Nie wiadomo co z ewentualną ciążą. W sumie nie wiadomo nic. Cały czas mnie to męczy, a oczywiście jak na złość wszędzie do okoła kobiety w ciąży...

Jest mi ciężko, bo to co nas spotkało niestety nie jest fajne, ani lekkie. Jest to na tyle dobijające, że w rodzinie już coś takiego było. Jestem młoda i naprawdę chciałabym urodzić jeszcze jedno dziecko. W pn kolejna wizyta, zobaczymy co zaproponuje lekarz. Odniesiemy się do tego co powie i znów trzeba będzie się zastawic co będzie dla nas, dla mnie najlepszą opcją.

 Jeśli to czytasz, proszę Cię tylko o to byś trzymał/ trzymała kciuki za mnie. Dziś mi jest to bardzo potrzebne.


piątek, 28 lutego 2020

24.

Zawsze zanim napiszę nową notkę zaglądam do poprzedniej sprawdzając co tam ostatnio naskrobałam. Poprzednia notka jest z lipca, a jest już końcówka lutego zaraz marzec. Jak zwykle zbieram się tygodniami do napisania czegokolwiek.... Wiecie to nawet nie tylko brak czasu dla siebie, ale nawet brak weny, ewentualnie gdy mnie najdzie owa wena, pojawia się brak chęci by pisać.

Ale już nie przedłużając tą niekończącą się historię. Dziś jestem tu z pewną myślą.
Sebek ma już półtora roku. Wiadomo, większość czasu, ba nawet cały swój czas poświęcam Jemu, na zmianę z obowiązkami domowymi. Pod koniec poprzedniego roku kupiliśmy mieszkanie, 3 pokoje, 4 piętro, blok. W grudniu zaczęliśmy mały remont, takie tam malowanie pokoi, w sumie łazienka była zrobiona tylko cała. Na przedpokoju jest tapeta, w ciągu paru dni powinny dojść jeszcze meble i zostanie tylko pomalować sypialnie i kupić łóżko dla nas. Pokoik małego cały gotowy, do salonu parę rzeczy dokupić jak jakiś obraz zegarek itd. Do kuchni dokupić parę naczyń żeby spokojnie używać zmywarki i będzie gites. T. oczywiście pracuje na 2 zmiany, także tak jak w tym tygodniu zazwyczaj siedzie po południu w domu, albo goszczę się u bliskich. Nasze mieszkanie jest tak usytuowane, że mamy blisko do naszych rodziców czy dziadków. Jest z kim zostawić bąbla gdy potrzebuje. Tak powoli leci nam czas, dziecko, mieszkanie, mam nadzieje w najbliższych latach ślub.
Ze względu iż Sebek jest jeszcze malutki, śpi na spacerach. Mam wtedy czas na trochę muzyki podczas. Często dużo myślę o różnych sprawach, rozmowach itd. No bo co innego mogę robić.... Czasem zakupy gdy coś potrzeba.

No więc, dziś naszła mnie taka myśl "co by było gdyby", chyba każdego czasem nachodzi taki ciąg myśli. Lubie towarzystwo, a niestety często bywam tylko z synkiem. Jakoś koleżankom nie po drodze do mnie, i tak myślę co by było gdyby moje życie potoczyło by sie inaczej. Gdybym nie rozeszła się z byłym, czy pojechałabym do Olsztyna, czy może byśmy byli teraz w Poznaniu, czy znajome nowe lub stare chętniej by się ze mną spotykały. Co by było gdyby lata temu zamiast być z P. postanowiła związać się z Kornelem. Czy może byśmy podróżowali po świecie, czy może by żył nadal... Często o nim myślę, wciąż Jego śmierć jest dla mnie szokiem. A gdybyśmy z moim obecnym narzeczonym jednak się nie zeszli, czy wciąż byłabym w Olsztynie, czy znalazłabym kogoś innego. Czy na obecnym etapie życia miałabym z kimś innym dziecko....

Moje życie nie jest jakoś specjalnie ekscytujące. Ot takie zwyczajne dni zwykłej babki. Wzloty i upadki w związku podroż za granice za lepszym zarobkiem by kupić coś SWOJEGO, ciąża, wychowywanie maluszka. Codzienne sprawy, zakupy, sprzątanie gotowanie itd...
Zwykła kobieta (do 30 coraz bliżej, czuje się staro xD)zwykłe sprawy, zwykłe dni....

Samotność, może niezdiagnozowane problemy psychiczne... nie wiem czy to taki depresyjny okres jak to moja Mama ostatnio powiedziała, czy może rzeczywiście powinnam się udać do specjalisty ze swoimi wahaniami nastrojów, coraz częstszymi napadami złości...

Chciałabym spotykać się częściej ze znajomymi, ale jak wspomniałam już wcześniej przed przeprowadzka jak i po znajomym jakoś nie prędko by się ze mną zobaczyć... Boli mnie to, wiadomo nikt chyba nie lubi samotności. Synek jeszcze za mały by pogadać, narzeczony w pracy, reszta nie chce się ze mną spotykać... a mi odbija.... Niby mam to co zawsze chciałam, swoją rodzinę, mamy własne mieszkanie, zdrowego Synka, mogę bawić się w "perfekcyjną Panią domu". Tak mam czego zawsze pragnęłam, ale jakoś coś jest nie do końca tak jak powinno być...

wtorek, 23 lipca 2019

23.

Obudziłam się dziś myślą, że dodam nową notkę na bloga. Dokładnie wiedziałam co chce dziś przekazać. Siedzę na kanapie, Sebuś ma poranną drzemkę, zrobiłam sobie kawkę i już nie wiem co pisać. Jak zwykle natłok myśli, jeden wielki kołtun słów. Chyba nigdy nie przysiądę do laptopa z konkretną notką w głowie... No cóż więc, puszczam mój potok słów.
Ostatnio mam byle jaki humor, nie wiem czy to przez okres, który jednego dnia jest drugiego jakby sie zgubił by trzeciego walnąć mnie w brzuch. Czy to przez brak towarzystwa. Zawsze uważałam się za osobę bardzo komunikatywną, nigdy nie miałam problemu w nawiązaniu nowych kontaktów, jakichkolwiek kontaktów tak naprawdę. Myślałam, że posiadam fajne grono znajomych, na których można liczyć.... okrutnie się cały czas oszukiwałam. 
Zaczęłam to dostrzegać gdy sprowadziłam się do Olsztyna pierwszy raz. Gdy ja dopiero urządzałam się tym mieście, mój "przyjaciel" (jeszcze wtedy go za takiego uważałam) mieszkał tu jakiś czas. Cieszyłam się ogromnie, oboje w jednym mieście mieliśmy spotykać się częściej, no tak przynajmniej miałam nadziej, że będzie. Okazało się, że rzekomy pan nigdy nie znalazł dla mnie czasu.... Zawsze coś innego byle się nie spotkać. Za każdym razem, wymówka, że innym razem. Po czasie uznałam, że jeśli nie może dla mnie znaleźć choć 30min by się spotkać, miesiąc po miesiącu to przestanę, namawiać. Przestanę proponować cokolwiek, bo co po... z czasem kontakt w ogóle się urwał. Żałuje koszmarnie, zawsze uważałam go za jedynego prawdziwego przyjaciela.... Rzeczywistość i czas pokazał, że nie jest tym za kogo go uważam. Zaczęłam się spotykać z innymi znajomymi. Znaczy spotykać,raczej od czasu do czasu z kimś czasem coś tam udało się po tygodniach umawiania zgrać. Kontakty, po kolei zaczęły się urywać. Jedynie mój obecny narzeczony była jedyną osobą, która chciała spędzać ze mną czas. 
Polecieliśmy do Anglii z zamiarem odłożenia na zakup mieszkania. Jak już pisałam wcześniej po pół roku zaszłam w ciąże.Wróciłam w 7 miesiącu do Kraju. T. był jeszcze za granicą a ja spędzałam czas u rodziców w oczekiwaniu na poród. Znowu byłam sama... Wielokrotnie zapraszane koleżanki po prostu mnie olewały,... Nie wiem czy mój obecny stan ich odstraszał, czy może po prostu nie byłam i nie jestem, aż tak lubiana jak myślałam. W trakcie ciąży odwiedzała mnie zaledwie jedna koleżanka, która obecnie też ma synka. Niestety mieszkamy na tyle daleko, że nasze spotkania są rzadkie. Szkoda, bo myślę, że gdyby nie to byśmy widziały się częściej. Były też dwie inne koleżanki raz. Obiecywały, że będziemy widywać się częściej, nawet po porodzie...na tym się skończło. 
Tak wiem, mój świat obraca się teraz wokół Synka, ale czy to powód, żeby mnie skreślać z grona znajomych ??
Choć nawet to nie może byc tylko to. Koleżanka z którą pracowałam kiedyś w żłobu, tez ma rocznego synka i też zawsze coś zeby tylko do mnie nie przyjść.... 
Jestem ekstrawertykiem, czuje się źle będąc sama, uwielbiam znajomych i wśród ludzi czuje się lepiej. Ale niestety z kimkolwiek próbuje się umówić, czy to na spacer, czy na kawę zawsze okazuje się, że nie mają czasu dla mnie....
Jest mi z tym źle...T. mówi nie przejmuj się, ale ja nie potrafię. Jestem 24/dobę z synkiem. Mały ma 10 miesięcy kocham Go nad życie, jest moim wszystkim, ale wiadomo chciałabym spotkać się z kimś. Jakaś koleżanka do pogadania, brakuje mi towarzystwa naprawdę.... co jest ze mną nie tak, że nikt nie chce się ze mną spotkać... ;(

środa, 22 maja 2019

22.

Zaglądając tutaj z zamiarem napisania nowej notki, zauważyłam, że to już 22 maja. Nawet nie zdążyłam spojrzeć, a to już końcówka maja. Mój maluszek zaraz skończy 8 miesiąc ♥ Leci ten czas jak szalony, dopiero mi się wydawało, że to 4 miesiąc. Ale ja dziś nie o tym.
Jestem tu dziś by pochwalić się, że od poniedziałku jesteśmy już w Olsztynie. Tak w końcu znaleźliśmy odpowiednie mieszkanie by zamieszkać razem. Tylko nasza 3 ♥ Mamy dwa pokoje, sporą kuchnie i łazienkę. Kawałek korytarza, ale dla nas to w zupełności starczy. Mały ma swój pokoik, ja tam tylko nocuje, no bo jeszcze cyc w nocy ;D Ale, jak tylko Sebuś nie będzie się budził w nocy wracam do wyra w którym czeka na mnie gorący Tatuś ;> ♥ Póki co powoli się urządzam, T. już swoje rzeczy ma ogarnięte, moje w sumie też. Zostało parę rzeczy codziennego użytku. Także powoli, powoli do przodu i będzie jak u siebie ;D Jestem tu zaledwie parę dni i jeszcze nie do końca czuje się tu dobrze. Ale z czasem będzie jak trzeba ♥

piątek, 12 kwietnia 2019

21.

Kwiecień plecień, bo przeplata trochę zimy trochę lata. Dokładnie tak, w poprzednią niedzielę 7 była przepiękna pogoda słoneczko grzało, zero wiatru,cieplutko fajnie akurat na chrzciny. A dziś zimne, wręcz mroźne powietrze, pomimo iż świeci słoneczko. 
Dziś przyszłam z pewną myślą (ale wiadomo w trakcie notki będzie ich parę), konkretnie trochę dziś będzie i moim zdrowiu i o moim syneczku. Jak już wspomniałam w poprzednią niedziele odbyły się chrzciny Sebusia. Maluszek waży już ponad 9kg (podejrzewam, że nawet bliżej mu już 10), w kościele był dość grzeczny, na początku leżał w wózku lecz wiadomo po paru minutach znudziła Mu się ta pozycja. No więc, wzięłam Go na ręce, jak wiadomo od lat zmagam się z chorym kręgosłupem, więc takie trzymanie było dla mnie dość uciążliwe. Na szczęście nie płakał, ani w trakcie mszy,ani podczas samego obrzędu chrztu. Cierpliwie trzymałam Go na rękach tyle ile potrzebował,trochę potrzymał Go tatuś, aż w końcu wylądował finalnie w wózku, w którym po chwili zasnął. 
Gdy cała impreza dobiegła już końca, goście zwinęli się do swoich domów, my jak zawsze wieczorem, gdy maluszek już spał rozsiadaliśmy się wygodnie w fotelach i standardowo odbyła się luźna rozmowa na temat całego dnia.
Moja mama powiedziała "podziwiam, Cię, że trzymałaś Małego tyle czasu". Z jednej strony no fakt, trzymać prawie 10kg tyle czasu, bez zająknięcia, że mi ciężko, czy coś mnie boli, to może być coś. Zwłaszcza patrząc na moją "cienką" posturę plus chory kręgosłup. Ale z drugiej strony, to moje dziecko. Zawsze gdy tego potrzebuje, po prostu Go biorę i trzymam tyle na ile pozwoli mi kręgosłup i ile uznam to za potrzebne. Jest to dla mnie takie naturalne. Tak samo przy usypianiu, bywa, że czasem jest chwila bujania i śpi, lecz czasem bujanie się przedłuża i już czuje jak kręgosłup mi dokazuje. Pomimo tego iż naprawdę plecy mnie bolą, lub jest mi ciężko,nie przerywam usypiania, czy nie odkładam zaraz maluszka gdzieś na bok. Dla mojej mamy był to wyczyn, dla mnie jest to codzienność. Zawsze Sebek będzie dla mnie najważniejszy, ważniejszy niż ja. Waży sporo i będzie ważył coraz więcej, a ja pomimo bólu będę Go bujać, nosić i tulić.
Od półtora tygodnia znów wróciłam do jogi, konkretnie praktykuję jogę na kręgosłup. Rozłożyłam ją sobie na 4 dni, zaczynam od jogi na okrągłe plecy, następnie na kręgosłup szyjny, kręgosłup piersiowy i kończę w czwartek jogą na kręgosłup lędźwiowy. Piątek,sobota i niedz zostawiam, wole ze względu na to iż wraca mój Tata z delegacji, w sobotę przyjeżdża T., a w niedz i tak chciałabym odpoczywać. Dużo ludzi na wekend i nie było by ani czasu ani miejsca by rozłożyć się spokojnie sam na sam z matą. Joga ma uspakajać, w tygodniu, gdy jestem tylko z moją Mamą i Sebusiem, jest łatwiej z zorganizowanie te 20 parę minut na jogę. 
Tak więc po tych nie całych dwóch tygodniach muszę przyznać, żę bolą mnie wszystkie mięśnie, ale to nie dziwne gdy tyle czasu nic nie robiłam. Ale po takiej sesji czuje się świetnie. Jeszcze gdzieś w ciągu dnia wcisnę jakąś 10 minutową sesje na wzmocnienie kręgosłupa i będzie mi na pewno dużo lepiej funkcjonować każdego dnia.

27

 Tak minęło w chuj czasu... Choróbsko jakoś ogarnięte, badania ograniczone do raz w roku. (chociaż tyle) Ale jak zwykle ja dziś nie o tym. N...